Wydarzenia ostatnich tygodni dotknęły każdego z nas. W obszarach, których być może sobie nie wyobrażamy; od przymusowego urlopy, przez odwołane wesela do poważnych problemów finansowych przedsiębiorców. Rozmawiamy o tym z rodziną, znajomymi, dzielimy się obawami w mediach społecznościowych… załatwiamy zaległe sprawy, robimy szybki remont.
A co z dziećmi?
Moja ocena oczywiście jest subiektywna, podyktowana obserwacją, pewną (mniejszą lub większą) wiedzą na temat mechanizmów społecznych. Nie pokazuję wszystkich blasków i cieni wydarzenia. Pokazuję swoją, prywatną perspektywę… Ale kto autorowi zabroni?
Rodzic na etacie kierowcy
Ten fragment poświęcam głównie rodzinom, które wypracowały dość specyficzny model współpracy i dzielenia życia ze swoimi dziećmi: niemalże każdy dzień tygodnia zapełniony jest zadaniami. Zajęcia z tenisa, hip-hop, korepetycje z matematyki i judo. Coraz częściej obserwujemy trend, który polega na rozwijaniu umiejętności dzieci w każdej możliwej dziedzinie. Dołączmy do tego lekcje, sprawdziany, część obowiązków domowych. I czas naszego dziecka wypełniony jest praktycznie w 80%… a te 20%? Może na obowiązki domowe, grę na komputerze, kto to wie?
Sue Gerhardt – psychoterapeutka rodzin, autorka książki „Znaczenie miłości” zwraca uwagę, że odpowiedzialne rodzicielstwo to między innymi zaspokajanie potrzeb dziecka, ale… w sposób adekwatny. Mówi o odpowiedzi na zapotrzebowanie dzieci jako reakcji uwarunkowanej. Oznacza to nie mniej, ni więcej niż odpowiednie „czytanie” zachowania dziecka i proponowanie takiej formy wsparcia czy aktywności, która tą potrzebę zaspokaja. W momencie, kiedy używamy gotowych wzorców – np. zapełniamy czas dodatkowymi zajęciami, na każdą złość czy smutek dziecka reagujemy tak samo, na agresję reagujemy krzykiem itp. nie dajemy dziecku reakcji dostosowanych do potrzeb.
Każda sytuacja wymaga właściwej, uwarunkowanej reakcji odpowiedniej dla osobowości dziecka. S. Gerhardt zwraca uwagę na jeszcze jedną ważną kwestię – aby odpowiednio zareagować, dorosły sam musi być wyposażony w zdrowe mechanizmy regulowania swoich stanów emocjonalnych. Czyli najpierw my musimy być stabilni, aby w odpowiedni sposób zareagować i pomóc naszym dzieciom. Ostatnie dni dobitnie pokazują, jak bardzo my – jako jednostki, rodziny i społeczeństwo – jesteśmy niestabilni…
Dystans w tłumie?
Jedno z podstawowych założeń prewencji w ochronie przed wirusem to izolowanie od dużych skupisk ludzi, unikanie miejsc publicznych. Skoro utrudniono nam dostęp do zakupów w sieciach handlowych, zawsze zostają targowiska i sklepu osiedlowe. Czy widzicie tu brak logiki? Ja widzę – ogromny. Przez dwa dni (sobota, niedziela) nikt nie umrze z głody, środków higieny nie zabraknie. Pamiętajmy, że nasza postawa w tak nietypowej, trudnej i lękowej sytuacji wpływa również na najmłodszych obserwatorów. Nasze dzieci patrzą, uczą się i wyciągają wnioski. Jeśli dorośli ignorują ważne zakazy, nie przestrzegają zasad higieny, nie patrzą dalekosiężnie – wykupując tony produktów, utrudniając zakupy innym – pokazują nie tylko brak autorefleksji ale również współczucia, współpracy i myślenia krytycznego.
Modelowanie paniki
Każda nasza komórka składa się z ok 30 tysięcy genów. Jednak nie są one aktywne w tym samym czasie – aktywizują się lub dezaktywizują w odpowiedzi na otoczenie. Jeden „zestaw” takich genów może ostatecznie przyjąć różne funkcje, czyli uczy się reakcji na to, co się wydarzy. Oczywiście, najbardziej chłonne wiedzy są geny w pierwszych dwóch latach życia. Jednak biorąc pod uwagę czas dojrzewania człowieka – możemy wskazać kilka kolejnych momentów krytycznych – np. mniej więcej do 7 roku życia ustalane są istotne szlaki nerwowe, kolejny ważny etap to osiągnięcie 15 roku życia – kończy się wtedy kolejny, intensywny etap reorganizacji.
No dobrze… dość już tej neurobiologii – co to oznacza dla nas: rodziców, terapeutów i opiekunów?
Poprzez nasze zachowanie modelujemy i uczymy dzieci pewnych wzorców. Jeśli w długie, zimowe wieczory zatapiamy się w przyjemnej lekturze książki, zwiększamy szanse na to, że dziecko będzie to naśladować.
Jeśli spędzamy czas wolny przeglądając media społecznościowe, z dużą pewnością możemy przewidzieć, że nasze dziecko spróbuje podobnego modelu aktywności.
A jak wygląda nasze zachowania w tej niecodziennej i stresującej sytuacji? Wypłacanie pieniędzy z bankomatów, zapasy makaronu i konserw na 2 miesiące – to przygotowanie do kryzysu dużej części naszej społeczności. Większe niebezpieczeństwo od wirusa powoduje jednak… panika.
Gustave Le Bon w swojej książce „Psychologia tłumu” genialnie tłumaczy proces przystosowania do zagrożenia i wirusa paniki, jaki doświadczamy w tej chwili. Pamiętajmy jednak, że biernymi odbiorcami tego procesu są nasze dzieci, które uczą się przez obserwację i modelowanie. Żyjąc w środowisku sztucznego tłoku i kurczącej się przestrzeni, coraz rzadziej przypisujemy wyższe znaczenie takim czynnikom jak kultura, tradycja czy rodzina. Przewartościowanie wielu dziedzin życia powoduje, że do głosu dochodzą pierwotne instynkty, widoczne szczególnie w sytuacjach nietypowych – takich jak zagrożenie epidemiologiczne.
Czas wypełniony przez pustkę
Miniony weekend (14-15 marca 2020r.) stanowił test dla wielu rodzin. W mediach społecznościowych pojawiły się gorzkie memy: „…Rodzina zasiada do niedzielnego obiadu… ojciec dalej nie może się nadziwić, że jego córka jest już w klasie maturalnej…”
Zabiegani i zapracowani rodzice, zmęczone i przebodźcowane dzieci – nagle spotykają się w czterech ścianach, na dwie doby, odcięci od wielu codziennych rozrywek. Jak wyglądał ich weekend? Jak wyglądał Wasz czas, spędzony z rodziną? Czy spotkanie w stylu „Big Brother” zbliżyło Was do siebie, czy raczej uświadomiło, że pod tym samym dachem żyje obcy człowiek?