Zwyczajne dziewczyny?
Oliwia
Oliwia wygląda na niepewną siebie, spłoszoną 14-latkę. Po kilku minutach rozmowy rozpromienia się, kiedy przechodzimy na temat jej pasji – uwielbia śpiewać i z utęsknieniem czeka na możliwość na grania swoich pierwszych piosenek. Kiedy mówi o rodzicach, przez jej twarz przemyka prawie nieuchwytny smutek – rodzice nie mieszkają razem, tylko z „jej powodu” kontaktują się i wymieniają informacjami. Oliwia czasem czuje się ciężarem, bo widzi że rodzice muszą wiele rzeczy udźwignąć logistycznie, żeby zapewnić jej opiekę.
Ewelina
Ewelina to delikatna, spokojna uczennica pierwszej klasy liceum. Byłam zaskoczona, ponieważ wygląda co najwyżej na 13 lat. Chętnie upina włosy w dwa kucyki, ubiera się w dyskretne, stonowane kolory – mówi cichym głosem ale uderza swoją dojrzałością i refleksją… tylko oczy zdradzają ogrom cierpienia, które przeżywa. W szkole podstawowej najlepsza uczennica, do 8 klasy świadectwo z paskiem. W szkole średniej oceny poleciały na łeb, na szyję… Ewelina opuściła się w nauce, straciła motywację do swoich dodatkowych zajęć.
Monika
Monika z kolei to prawdziwy wulkan energii, jest teraz w 8 klasie i przygotowuje się do egzaminów. Cały czas mówi, że wszystko jest spoko. Pewnego dnia podczas rozmowy „pękła” – powiedziała że nie chce przyznawać się do słabości, że czegoś nie potrafi, że nie rozumie… Boi się, że straci koleżanki ale przede wszystkim – że rodzice przestaną ją kochać. Bo przecież powtarzają, że ma się dobrze uczyć, żeby nie przynieść im wstydu.
Bo trafisz do psychiatryka…
Wszystkie bohaterki zostały przyjęte na oddział dzienny szpitala psychiatrycznego. Opisy z Izby Przyjęć wskazują głównie na agresję, niechęć współpracy z lekarzem, obojętność. Za tymi zachowaniami jednak kryją się poważne trudności emocjonalne, poczucie braku zrozumienia, braku akceptacji, odrzucenie… Każda z tych historii jest inna, ale łączy je tragiczny finał – samookaleczenia, epizody depresyjne, farmakoterapia i hospitalizacja. Czy tak musi być? Czy z „dzisiejszą młodzieżą” coś jest nie tak?
COVI-sprawa
Czy wszystkiemu winna jest pandemia? Nie przesadzajmy. O ile sama pandemia spowodowała izolację i ograniczenie kontaktu ze znajomymi, oliwy do ognia dolała sama jakość relacji z rodziną, umiejętność wspólnego spędzania czasu a przede wszystkim – rozmawiania ze sobą.
Ewelina, którą poznaliście w nagłówku do historii, od 2 tygodni przebywa w szpitalu na oddziale psychiatrycznym. Do tej pory mama jej nie odwiedziła (godziny odwiedzin pokrywają się z jej pracą zawodową).
Tata od 3 lat przebywa zawodowo za granicą, co parę dni dzwoni do Eweliny do szpitala.
Kwitnący kwiat depresji
Izolacja i ograniczone kontakty społeczne mają znaczny wpływ na samopoczucie dzieci i młodzieży. Jednak ta kruchość, ta ultrakruchość – pielęgnowana jest o wiele wcześniej.
Czy możemy to zwalić na „złe czasy”? Być może, jeśli to nam ułatwi. Ale spadek nastroju, drażliwość i brak chęci do aktywności społecznych pojawia się o wiele wcześniej.
Odpowiedni grunt pomaga rozkwitnąć zaburzeniom nastroju, a stąd już prosta droga do depresji. Obecnie dane statystyczne biją na alarm – w 2021 roku odnotowano 100% więcej zaburzeń depresyjnych u młodzieży, niż w roku 2017 (Dane Narodowego Funduszu Zdrowia).
O ile nie jest za późno
Polska jest na drugim miejscu w Europie pod względem liczby samobójstw nieletnich (badanie Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę). Pomoc, która jest organizowana w momencie zauważenia trudnych zachowań, często koncentruje się na doraźnym wsparciu i leczeniu objawowym. Kiedy kryzys mija, dziecko i rodzina wracają do standardowego rytuału życia. Zdecydowanie mniej jest przypadków, kiedy rodzina podejmuje głębokie zmiany związane ze strukturą, komunikacją, sposobem funkcjonowania.
Lepiej z diagnozą, niż z niewydolną rodziną
W leczeniu objawowym często też towarzyszy diagnoza. Postawiona zbyt szybko, zbyt pochopnie, w oparciu o obserwację zachowania. Zaburzenia depresyjne to tylko wierzchołek góry lodowej. Oddziaływanie terapeutyczne w oparciu o taką diagnozę przyniesie korzyści, ale często nie sięga źródła; gdzie trudności związane są m.in. z relacjami rodzinnymi, zaniżoną samooceną czy też nierozpoznanym kryzysem rozwojowym.
Dajmy Aspergera, będzie orzeczenie
Z perspektywy psychologa dziecięcego i terapeuty staram się zwracać uwagę na to, co kryje się pod powierzchnią – nie diagnozujmy dzieci w kierunku Zespołu Aspergera, jeśli mają trudności rówieśnicze – nauczyciel wspomagający i zajęcia TUS nie załatwią sprawy. Nie mówmy, że są agresywni lub leniwi – bo to tylko zachowanie, za którym kryje się często osobisty dramat młodego człowieka. O ile nie jest za późno, możemy rozmawiać, towarzyszyć, obserwować i reagować również na te drobne zmiany zachowania, a nie tylko na oblicza wielkiego kryzysu.