Rozpoczęcie nowego roku szkolnego przypomina mi trochę początek roku kalendarzowego – zmiana garderoby, nowe gadżety, ambitne postanowienia… ma być dobrze, a wyjdzie jak zawsze.
Poprzedni rok szkolny pozostał mglistym wspomnieniem. Czy pamiętacie jeszcze kamienie milowe swojego dziecka, co się udało, co było dla niego rozczarowujące? Nie, drodzy rodzice – nie rozczarowujące dla Was, tylko dla tego małego dorosłego. Czy rozczarował go Pan z historii, który nudzi na lekcji, a może bułki w sklepiku są niesmaczne? Każda obserwacja i wniosek Waszej pociechy są pewnym drogowskazem.
No i co tam w szkole, synu?
Czy też zadajecie swojemu dziecku tego typu pytania? Zastanówmy się… jak odpowiadacie na pytania znajomych: „Co słychać?”, „Jak leci?” Jest kilka typowych reakcji na takie pytanie: nasz rozmówca traktuje to jako kurtuazyjną zaczepkę, więc wymijająco odpowiadamy: dobrze, w porządku, ok.
Jeśli natomiast akurat gryzie nas jakiś problem, niekoniecznie chcemy się nim dzielić. A może po prostu aktualnie nie działo się nic?
Jak zatem zapytać dziecko o szkolne emocje, w sposób niebanalny a zarazem skuteczny?
Jest to temat bardzo szeroki, i z pewnością zajmiemy się nim w jednym z kolejnych wpisów. Dzisiaj jednak na początek możemy polecić Wam jedno – więcej słuchać, a mniej mówić. W ciekawy i obrazowy sposób piszą o tym Adele Faber i Elaine Mazlish w książce: „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”.
Możemy też pójść krok dalej i wykorzystać narzędzia efektywnej komunikacji, a właściwie – negocjacji. Jedną z ciekawych technik opisuje Chris Voss, były negocjator FBI. Nie, oczywiście nasze dzieci nie są małymi terrorystami, ale czasem ich przebiegłość i spryt zawstydziłyby James’a Bonda
Chris opisuje w swojej książce ciekawą technikę, którą nazywa lustro. Powołuje się też tutaj na badania, które przeprowadził psycholog Richard Wiseman. Eksperyment zrealizowano na grupie kelnerów, obserwując ich rozmowy z klientami. Analizowano, jaki styl komunikacji ułatwia kelnerom uzyskanie większych napiwków.
Jedna grupa kelnerów, posługując się pozytywnym wzmocnieniem, nie szczędziła swoim klientom pochwał i zachęt za pomocą słów typu: „wspaniale”, „nie ma problemu” itp., w reakcji na składane zamówienie.
Druga grupa kelnerów odzwierciedlała swoich klientów, powtarzając po prostu słowa zamówienia. Efekty były zaskakujące: przeciętny napiwek kelnera wykorzystującego metodę lustra, był o 70 procent wyższy od napiwków kelnerów, którzy stosowali pozytywne wzmocnienie.
Jak wykorzystać to w praktyce?
Spróbujcie najpierw przećwiczyć tą metodę na sprawdzonym gruncie, np. na współmałżonku. Scena domowa, odsłona pierwsza, grają: mąż i żona.
Ż: Ty nigdy nie wynosisz śmieci! (jakie to typowe, prawda?)
M: Nigdy…?
I co się dzieje? Zamiast rozpoczynając kłótnie, mąż „otwiera” komunikację, a w zasadzie otwiera swojemu rozmówcy drogę do rozwinięcia tej myśli. Dalszy ciąg może wyglądać tak:
Ż: No ok, nie nigdy ale bardzo rzadko.
M: Czy dobrze rozumiem, że według Ciebie zbyt rzadko wynoszę śmieci?
Ż: Tak
Uzyskaliśmy odpowiedź i jasne oczekiwanie. Taka forma rozmowy – czyli wychwycenie jednego kluczowego słowa i powtórzenie go w formie pytania może nam pomóc w zminimalizowaniu konfliktów. Przy okazji daje przestrzeń naszemu rozmówcy na rozwinięcie myśli, wyładowanie emocji, uzmysłowienie oczekiwań. Scena domowa, odsłona druga, grają: mama, dziecko.
D (wpada do domu po szkole): Ta nowa nauczycielka z polskiego jest strasznie głupia!
M: głupia…?
D: Tak, mam ochotę powiedzieć jej, jak bardzo jej nie lubię!
M: Wygląda na to, że jesteś na nią bardzo zły!
D: Tak, bo nie pozwoliła nam jechać na wycieczkę!
Itd.
Sceny domowe mają różny kierunek, powyżej prezentujemy jeden z nich – a właściwie jeden z początków. Jeśli nasze dziecko jest sfrustrowane, złe, smutne, często nie potrafi powiedzieć otwarcie lub konstruktywnie, co tak naprawdę je trapi. Nasza pomoc w postaci komunikacji może nieco rozświetlić tą drogę. Tutaj zachęcamy do lektury wspomnianej wyżej książki.
Czym skorupka za młodu…
Rodzice często żalą się nam, że dzieci:
– nie sprzątają swojego pokoju,
– nie odrabiają zadań domowych,
– nie chcą się uczyć.
Pamiętajmy o budowaniu nawyków. Jeśli nasze dziecko nie widzi rodziców zatopionych wieczorem w lekturze, zmniejsza się prawdopodobieństwo, że samo sięgnie po książki.
Dzieci, szczególnie młodsze (5-7 roku życia) chłoną jak gąbka wszystkie zachowania społeczne. Zauważyliście, jak szybko podchwytują słowa?
Czasem jest nam wstyd, bo dziecko przypadkiem zasłyszało przekleństwo, które później na okrągło powtarza w przedszkolu – lub odwrotnie. W tym wieku powinniśmy przede wszystkim być czujnymi modelami – pokazywać dzieciom konstruktywne sposoby zachowania, nawyki i zwyczaje.
Jak chłonny jest umysł dziecka?
Jednym z najbardziej znanych eksperymentów, który opisuje społeczną teorię uczenia się, przeprowadził kanadyjski psycholog, Albert Bandura.
W specjalnym pomieszczeniu pełnym zabawek, dzieci podzielone na grupy, obserwowały 3 różne modele zachowań osób dorosłych. Pierwsza grupa dzieci obserwowała dorosłego, który bił dużą lalkę w głowę, używając do tego młotka. Druga grupa dzieci obserwowała osobę dorosłą, która zachowywała się w sposób nieagresywny. Ostatnia grupa dzieci widziała dorosłego, który oprócz przemocy fizycznej stosował jeszcze obelgi słowne.
Ten zaskakujący eksperyment wykazał, że większość dzieci obserwujących zachowanie agresywne, przejęła ten model w porównaniu do grupy dzieci, która nie miała okazji obserwować „złych” dorosłych.
Albert Bandura mówił o społecznym modelu uczenia się w trzech obszarach:
– poprzez żywy model – czyli obserwację faktycznych działań (czyli np. rodzic, który w ciszy i spokoju pracuje w domu, rozlicza rachunki itp., organizuje sobie pracę o wyznaczonych porach, pracuje przy uporządkowanym biurku).
– poprzez instrukcje słowne – posprzątaj biurko, włóż skarpety do szuflady, przeczytaj lekturę.
– metoda symboliczna – czyli fikcyjne postaci z bajek i filmów. Tutaj jednak bardzo ważna jest osoba łącznika – czyli dorosłego, który omawia z dzieckiem sceny filmu, zadaje pytania, analizuje zachowania bohaterów (tą metodę polecamy szczególnie młodszym dzieciom, klas I-III).
A teraz, drodzy rodzice, pytanie do Was – który model uczenia się prezentujecie najczęściej?
A Ty kiedy rozliczasz PIT?
Czy jesteś niezadowolony z powodu tego, że dziecko odrabia zadanie domowe na ostatnią chwilę? Uczy się dzień przed klasówką? Jeśli tak, wróć do poprzedniego akapitu. Pamiętaj, że oprócz modelowania pozytywnych zachowań, dziecko widzi i uczy się również tych mniej pochlebnych.
Albert Bandura przeprowadził swój eksperyment pod kątem agresji. Nie musimy brnąć w aż tak negatywne emocje. Weźmy na warsztat… prokrastynację – czyli odkładanie spraw na później. I jak w tytule: Kiedy rozliczasz PIT? Czy jesteś w tej przeważającej grupie Polaków, którzy robią to w ostatni dzień? Czy zakupy świąteczne zostawiasz na ostatni weekend? Tak – nie mamy czasu, tak – jesteśmy zapracowani, tak – mamy masę obowiązków.
Zwróć jednak uwagę, że Twoje dziecko też jest „zapracowane” – ponieważ akurat nic nie jest aż tak ważne i absorbujące, jak przygotowanie nowej bransoletki z koralików czy pokolorowanie następnego jednorożca czy kolejny poziom w Minecraft’cie. Dla nas – obserwujących rodziców – są to czynności błahe i niepotrzebne. Dla naszego dziecka to często centrum wszechświata, sprawa od której zależy ich życie.
Czy nie wolimy najpierw zrobić czegoś, co sprawia nam przyjemność, a przykre obowiązki odkładamy na później? Dlaczego odwlekamy sprawy na później? Co wie o tym nauka?
Opowiada o tym m.in. dr Marek Wypych z Pracowni Obrazowania Mózgu Instytutu Biologii Doświadczalnej PAN. Prokrastynacja to nie lenistwo – naukowo możemy powiedzieć, że jest to zaburzenie samoregulacji. Wiemy, że odkładanie zadań będzie prowadziło do negatywnych konsekwencji, a mimo to – ciągle to robimy.
Prokrastynacja ma między innymi związek z impulsywnością i sumiennością. Ponadto badania naukowe wykazały ujemną korelacje z potrzebą osiągnięć. Co to oznacza? Osoby, które odkładają sprawy na później nie mają potrzeby dążenia do osiągania nowych celów. Warto się zastanowić, co pojawia się jako pierwsze, czyli co jest u źródła – prokrastynacja czy potrzeba?
Przyczyn tego zjawiska jest bardzo dużo. Naukowcy nie wyprowadzili jeszcze jednego, zgodnego wniosku. Jako jedno ze źródeł prokrastynacji upatruje się ułatwiony dostęp do szybkich, multimedialnych gratyfikacji – telefon, serial, gra komputerowa.
I tutaj kryje się częściowo źródło problemów z odkładaniem obowiązków u naszych dzieci. Hasło to odroczona gratyfikacji. Mówi o tym legendarny już eksperyment z piankami żelowymi (ang. Marshmallows) – popularnie nazywany „testem pianki”. Znajdziecie wersję video tego eksperymentu tutaj.
Wolicie otrzymać 10 zł teraz, czy 15 zł za miesiąc? Podobny proces myślowy i odroczona perspektywa zachodzi w mózgu dziecka. Czy lepiej teraz pograć w grę niż odrobić zadanie domowe, za które nagroda (wzmocnienie) jest niepewna i odroczona?
Na koniec trochę neurobiologii
Oczekujemy, że nasze dziecko będzie uczyć się planowania, samodzielności i organizacji własnej nauki. Czy to nie jest zbyt duże wymaganie wobec jedenastolatka? Ludzki mózg dojrzewa mniej więcej do 25 roku życia. Każdy etap rozwoju przynosi nam, rodzicom i obserwatorom, wiele satysfakcji ale też wiele zmartwień.
Cieszymy się, kiedy dziecko chłonie jak gąbka nową wiedzę, uczy się słów, zaczyna chodzić, jeździ na rowerze… Jednak mózg młodego człowieka jest jak wiecznie remontowana autostrada – polecamy Wam wykłady dra Marka Kaczmarzyka – kierownika Pracowni Dydaktyki Biologii na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego. Tutaj znajdziecie jego wykłady.
Dr Marek Kaczmarzyk opowiada między innymi o procesie dojrzewania kory przedczołowej – najmłodszej ewolucyjnie części mózgu, która odpowiada m.in. za hamowanie impulsów, nastawienie na cel oraz rozumienie systemu nagród. Wróćmy zatem do naszego jedenastolatka.
Czy nadal uważacie, że nagroda w postaci wycieczki do aquaparku w przyszłym miesiącu lub nowa gra komputerowa, której premiera jest za pół roku – to odpowiednie narzędzia do budowania nawyków i motywowania dziecka?
Metody i spostrzeżenia, które tutaj zaprezentowałam zawsze musimy przełożyć na własne środowisko i możliwości. Jeśli szukacie inspiracji i nowych metod pracy z dziećmi, pamiętajcie o trzech ważnych zasadach: nie wszyscy, nie to samo, nie w tym samym czasie.
Być może, któraś z inspiracji przyda się za kilka miesięcy lub za kilka lat. Pewne jest jedno – jeśli coś nie działa, zmieniajmy zasady i okoliczności ale nie zmieniajmy na siłę naszych dzieci.